piątek, 25 stycznia 2013

WYZWANIE NA ZAWOŁANIE...

No i nadszedł moment by zamknąć rok 2012 :) Tak ,tak dokładnie 25 stycznia roku następnego  A postawiłam na nim kropkę wydziergawszy "moje wyzwanie". Plan ambitny miałam i chyba podołałam. Pierwszy raz wzięłam szydło w marcu ( czyli jeszcze nie zatoczyłam roku :) ) ale,że jak zwykle mi mało ambicję podniosłam o druty. Kiedy szydłowy język przestał mówić do mnie po chińsku (czyli tak jak obecnie mój syn) zatęskniłam za nowym wyzwaniem . Teraz drutowy i wszystkie magiczne , niezrozumiałe słowa zaczynają mi się rozjaśniać. Najgorsze w tym wszystkim, że powiększa się chęć na posiadanie, rzeczy które teoretycznie chciałabym zrobić a czasu nie mam :) Ale powolutku, powolutku...
Na pierwszy ogień wzięłam produkcję czegoś zdaje się prostego, bez szaleństw...tak co by poćwiczyć, rozkręcić się :) no i tak by się wydawało,że takie proste. Instrukcję czytałam milion razy, już prawie na pamięć poznałam. Wszytko po to by się nie spalić. Nie przeoczyć czegoś...no i chyba się udało bo obeszło się bez prucia :) I tak trwało milion lat ,ale tłumaczę sobie,że zapewne to kwestia wprawy ( teraz wiem to na pewno ,bo mam w produkcji całkiem duuuuuży projekt). Włóczka na "wyzwanie" leżała przewinięta już od lata i czekała na swoją kolejkę, ale zawsze znalazło się coś ważniejszego. Postanowiłam jednak spiąć się i zamknąć w starym roku. Było tak na styk ,że zdjęłam je z suszenia 1 stycznia i poszło ze mną na noworoczny obiad do babci :) 

                                                            tadaaaam oto ONO 


Bardzo lubię to zdjęcie i nie wiem czemu :) wydaje mi się troszkę śmieszne :)


tu widać fulllllll skomplikowanie konstrukcji...tym bardziej podziw dla Izusss,że to wymyśliła i coraz więcej kobiet marzy by je mieć :)


przed blokowaniem lekko wymintolone. Chciałam ukazać z bliska kolor którym nie jestem do końca zachwycona...nie to,że nie fajny tylko wyobrażałam sobie ,że zrobię je w innym kolorze. Niestety jak szukałam wszystkie interesujące mnie włóczki były w brakach :) to jest bawełna BAHAR.





Z rękawkiem też poszło mi nieźle uważam. Jak na pierwszy raz oczywiście :)


Łączenie też ogarnęłam zważywszy na to że pacyna się mieści i uszu nie urywa :)


A tu o proszę na Izabelinie, czyli na mnie :)




Pozdrawiam i do następnego...a zapewne będzie niebawem :)

PONCZAKOS

Ponczakos czyli wspomnienie roku poprzedniego. To jeden z projektów spędzających sen z powiek , końca roku :) Jego produkcja niemiłosiernie się wydłużała. A właściwie czas między zamówieniem a doręczeniem. Dobór wzoru, odpowiedniej włóczki, znalezienie czasu...no ale jest, zrobił się i z tego co wiem to się nosi. Zrobiony jest z bardzo ciepłej, przyjemnej mieszanki wełny zwanej Lanagold. Grube,ciepłe zimowe ponczo :) Miałam wiele wątpliwości czy wyjdzie tak jak trzeba, gdyż pomysł zaczerpnięty był z węgierskiego bloga. A,że po węgiersku ni w ząb, Google chrome tłumaczy wielce komicznie to byłam jakby w kropce. Na blogu wszystko inne,włóczka inna. Cieńsza, kolorowsza i wykończenie i w ogóle  Miało nie wyglądać jak zbroja,ale miało być proste ,skromne, niefantazyjne. Takie bezpieczne. No ale nic ,zrobiłam próbkę i walczę...może coś wywalczę. Męski dzielnie modelował, czyli stał jak posąg a ja ubierałam go w ponczakosa i bacznie obserwowałam co tam rośnie za sprawą szydła mego .

Rosło, rosło i wyrosło...ot co ,ponczakos...



w pierwszej fazie produkcyjnej, jeszcze ze strachem w oczach :)


 Tu już po blokowaniu, leżakowanie było zdecydowanie wskazane. Jak zwykle wymintoliłam w łapach, więc musiało odpocząć...



gotowe do drogi...


A tak wygląda oryginał...klik


Uwielbiam patrzeć na użytkowników w produkcjach made by pleciuga ,uraczę Was też tym słodkim widokiem. Kilkudniowy Marcelino ze swoim Łaciatym...


piątek, 11 stycznia 2013

NA WYDECHU...

           Grudzień był dla mnie wielce pracowity...oj bardzo,bardzo. Bilans zamówień w sam raz w odpowiedni czas :) bardzo zadowalający... Wszystko w punkt, nawet jeden z prezentów dostarczony w dzień wigilii (ale to tylko ze względu na to,że nosicielka jakby zza granicy). Bilans kondycyjny mój własny, osobisty absolutnie opłakany. Czuję się jak bida z nędzą. Nawet na blogu piszę "jak musztarda po obiedzie" :) Czyli w styczniu o grudniu :p Poziom zaniedbania osoby własnej +10. Paznokcie zapomniały co to lakier ,święta przeleciały jak koniec świata. Świąteczne żarełko miało iść w kokardy a poszło 2 kg w plecy, albo na plecy...A właściwie to na siedzisku je mam.Asia od maltretowania fizycznego zapomniała jak wyglądam.  Eh życie...
Pogoń terminowa sprawiła,że moje szare komórki od zderzeń posiadają tylko siniaki ( niestety olśnień brak). Mięśnie na palcach i nadgarstkach...zakładając,że takie są , to ja je mam ,a i owszem. Poziom wora pod gałkami ocznymi absolutnie za wysoki...
Pitu pitu ponarzekałam sobie a teraz do rzeczy :)


                                                                  DZIECIAKI UBRANE





TU MODEL OCZYWIŚCIE WŁASNY ,OSOBISTY ,NAJUKOCHAŃSZY...MOJA MIŁOŚĆ!!







TE DWA KOMPLETY ZAMÓWIŁY SIOSTRY DLA SWOICH CÓRECZEK.TYM BARDZIEJ MI MIŁO,ŻE SIOSTRA MŁODSZA JEST MOJĄ KLIENTKĄ PO RAZ KOLEJNY :)





A TU ZESTAW MĘSKI :) 








A KRÓLIK BYŁ DLA MNIE SZCZEGÓLNIE WAŻNY. ASIA KTÓRA NAMÓWIŁA MNIE NA BLOGOWANIE ,DOSTAŁA ODE MNIE "LETNIEGO KRÓLIKA" NA NARODZINY CÓRKI SWEJ. A TUŻ PRZED ŚWIĘTAMI ZAMÓWIŁA ZIMOWEGO KRÓLIKA NA CHRZEST MAŁEJ MANI. DUMNA JESTEM WIELCE, ŻE OBDARZYŁA MNIE TAKIM ZAUFANIEM.









A TU NIESPODZIANKA, MĘSKA CZAPA :) AGA KTÓRA ZAMAWIAŁA U MNIE BLIŹNIACZE CZAPY TYM RAZEM POPROSIŁA O ZROBIENIE PREZENTU NA URODZINKI DLA MĘŻA. CZAPA NA RYBY :) CZYLI JESTEŚMY JAKBY W TEMACIE :)


Mam nadzieję,że o żadnych czapach nie zapomniałam. Mam sporo materiału na kolejne posty ( jeszcze z grudnia), ale spokojnie...rozkręcać się trzeba powoli. Amok grudniowy delikatnie ustępuje...

Na koniec zdjęcia moich słodkich klientek :)