piątek, 29 czerwca 2012

Spalone placki...

  Witajcie :) Piszę,choć ręka lekko drży...Jestem tu gdyż ,tak długo wmawiano mi,że mam się czym z Wami podzielić,że sama w końcu w to uwierzyłam.Myślałam,że jak założę bloga to w pierwszej kolejności wszystko zaplanuję,obmyślę...hmmmmmm...przecież ja nie mam czasu myśleć o jednej rzeczy,snuć i rozkminiać...tak więc...idę na żywioł!!Jak na razie czuję się jak dziecko we mgle w tym blogowym świecie.W zaistniałej sytuacji proszę o wyrozumiałość :)
 
No i tak długo siedziałam z paluchami wklejonymi w klawiaturę,zastanawiając się od czego zacząć,że poczułam tylko spalone placki i zobaczyłam uśmiechniętą mordkę dziecka mego z której czekoladę(podkradzioną z szuflady) można tylko zeskrobywać szpachelką...

Przy takich początkach,może być tylko lepiej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz